niedziela, 29 grudnia 2013

Z-boczona historia kina (wstęp surowo-kwaszony)


Zgodnie z obietnicą poszedłem do kina.
Było to małe kino, takie z klimacikiem. Wartownik otworzył grubo przed czasem i zaprosił: "chodź pan na chwilę." Nie byłem pewny, o co chodzi z "chwilą", a że święta lubią wyciągać się w czasie, tym prędzej wszedłem i tuż przy Wartowniku (który, o dziwo stał) stanąwszy, dociekałem "jej" znaczenia właśnie tu i (dlaczego nie teraz!) Ten, wyjął z szafki torbę i tak zapamiętale w niej gmerał, że zdarzenia zdały mi się tramwajem, czymś co jedzie zawsze tam gdzie jedzie i tylko tam.

Według próbek pobranych z podobnych zdarzeń, na podstawie wieloletnich badań terenowych i tych w indoorze, facet ewidentnie szukał kompana do kieliszka. Pozostała jeszcze kwestia formalna i pytanie "to jak, robimy szlema?" zadane w tym konkretnym przypadku: "Pan mnie tu w jakimś konkretnym celu, na chwilę zaprosił, prawda?" "Tak, rzeczywiście. Chciałem panu grzeczność wyświadczyć."

Kto pyta nie błądzi, uczymy się całe życie. Okazało się, że film, który wybrałem, co poniekąd mnie zaskoczyło i przygnębiło (wierzę w szczerość), będzie wyświetlany zgodnie z wytycznymi dnia tygodnia i godziny. "Dlaczego? Przecież na afiszu wyraźnie widnieje - Z-boczona historia kina od poniedziałku do piątku. Dzisiaj jest sobota, a że tu przyjechałem, to ze względu na internet." "Proszę Pana, tutaj chodzi o coś zupełnie innego. Chce Pan bilet?" Chciałem. Naprawdę chciałem.

piątek, 27 grudnia 2013

Dlaczego postanowiłem pisać o kinie i o filmie?


Długo nosiłem się z zamiarem popisania sobie w sieci. Równie długo nie potrafiłem znaleźć odpowiedniej furty i kanału dla potoku mowy; wydało mi się bezsensem pisanie o czymkolwiek albo co gorsza o wszystkim czyli o niczym. Domyślam się, że niełatwo i nietrudno zarazem odnaleźć w szuwarach tematów coś w sam raz dla siebie. Niełatwo, bo można przecież pomyśleć o własnej niewiedzy, ale i nietrudno bo wiedza przyjdzie z czasem, a nawet jeśli nie, to trudno. Ważna jest sama przygoda pisarska towarzysząca tworzeniu, bądź co bądź, za każdym razem czegoś trochę innego. Jeśli bawi, to wystarczy (musi). Wierzę w to, niełatwo dziś o jakąkolwiek wiarę...

Zatem jako materiał do wysłowienia kilku mało istotnych, a niezupełnie niepoważnych kwestii posłuży mi taśma filmowa, a raczej nabity na nią audiowizualny temat. Dlaczego? Dlatego, że lubię i dlatego, że wiele osób też lubi. Lubimy kino, lubimy filmy, a że w kinie tli się trochę życia, będzie nam kino pretekstem do rozmów nie tylko o kinie.

Ze swojej strony obiecuję wybrać się czasem do placówki z dużym ekranem i opowiedzieć, co zobaczyły moje oczy. Mogę nawet pobawić się w polecanie jakiegoś wyjątkowego dla nich (oczu) "obrazu", a jeśli ktoś zechce, to nawet może wybrać się na polecany tytuł.